środa, 9 października 2013

Golden Shot Apricot


Gdy pewnego dnia wybrałem się do kiosku by zakupić Gawitha dojrzałem obok niego jakiś nowy wyrób - Golden Shot Apricot, w dodatku o złotówkę i pięćdziesiąt groszy tańszy od Gawcia. Pomyślałem, że to może być dobry zamiennik, warto kupić i spróbować. 

Gdy jej spróbowałem okazało się, że nie mam ani Gawcia, ani zamiennika. Tabakierka kiepska , gumowa zatyczka urywa się, etykieta ściera się i brudzi palce. Pierwsze wrażenie po otwarciu pudełka - wiśnia. No dobra, Gawith przecież też morelą nie pachnie, więc po co się zrażać? Szczególnie, że  sam proszek wygląda całkiem ładnie. Brązowy jak butelka kwasu chlebowego, zbija się jak cukier puder - a więc ani pył nie spróbuje mnie udusić, ani nie będę miał tłustych dłoni. Bardzo dobrze. Pierwsze zażycie... pozwolę sobie na niestosowne porównanie - jak jabol, ale bez alkoholu. Do tego strasznie intensywny, mdły, sztuczny, gdzieś tam jakby orzechy się przebijały. Choć raczej to mój nos próbuje się bronić. Przesłodzona do bólu. Żadnego tytoniu. "Ale mimo to, może czasem sobie do niej wrócę" - myślałem sobie. Dzisiaj mija trzeci tydzień odkąd ją zakupiłem. Faktycznie czasem do niej sięgałem. Przez pierwszy tydzień. Nazwałbym ją "akabat" - dlatego, że jest to jakby tabaka odwrotna, bo podczas gdy przy większości rodzajów, choćbym nie był do nich przekonany po pierwszym niuchnięciu, to z czasem odkrywałem ich piękno. Im więcej zażywania, im więcej czasu leżały, tym bardziej się przekonywałem, odsłaniały przede mną swoje tajemnice. W przypadku Golden Shot jest odwrotnie - pierwszy niuch nie jest najgorszy. Z czasem tabaka robi się co raz bardziej męcząca, co raz gorzej smakuje. Aż w końcu po kilkunastym zażyciu jest po prostu nieznośna. A teraz leży u mnie na półce i sam nie wiem na co czeka.

 Rzekomo jest to to samo co Dholakia She i niepochlebne opinie o GS wynikają z tego, że są oceniane w oderwaniu od znanej marki. Niska ocena nie wynika z marki, bo byłem pozytywnie nastawiony. No i próbowałem już kilku wyrobów Dholakii - widocznie produkty tej firmy jakoś wyjątkowo nie chcą mi "podejść".

1/10

Nie dostrzegam plusów. A minusami jest tu prawie wszystko...

JK Orange


Druga z JK, po Classicu, które dane jest mi kosztować kiedy zechcę. I po raz drugi JK mnie zaskoczyło. Postanowili chyba przypomnieć wszystkim jak powinna smakować aromatyzowana tabaka. 

Kolor - żółto-zielony, jak w przypadku Classica. Chociaż może to ja kolorów nie odróżniam, wszak facet jestem, ale do rzeczy.. po zażyciu świetnie czuć tytoń Virginia, jakby z delikatną domieszką jakiegoś innego gatunku. Nad genialnością tej podstawy nie będę się rozwodził, bo opisałem to w recenzji JK Classic. Tak czy inaczej już po pierwszym zażyciu zdałem sobie sprawę, że JK Orange to tabaka owocowa taka, jaką powinny być tego typu tabaki. Na pierwszym planie porządny tytoń. Dopiero krok za nim nuta pomarańczy. I to jakiej! Żadne chemikalia, żadna Fanta, oranżada, napój, jabol... to jest taki aromat, jakby producent potrafił zapobiec ulatnianiu się zapachu ze skórki pomarańczowej, wysuszył ją, pokruszył na pył, wrzucił gdzieś między drobiny tytoniu i dokładnie wymieszał. Wszak ile razy mamy tak, że w tabace nie czujemy tabaki ale tylko dodatki zapachowe, które przesłaniają surowość tej używki, nieraz jeszcze dobitej mentolem? Tak było z Ozoną Orange, STOK też mi nie podchodził, ale JK... cudo! Z czystym sumieniem wystawiam najwyższą możliwą notę.

10/10

Plusy
- nigdy nie spotkałem tak naturalnego aromatu pomarańczy poza samą pomarańczą 
- aromat nie przesłania podstawy 
- świetny tytoń Virginia 
- surowa, "męska" 
- całokształt 
- tabakiera się nie zacina ani nie zakliszcza a to ewenement w przypadku aluminiowych tabakierek 

Minusy 
- nie dostrzegam

JK Classic



Gdy kilka lat temu z linii produkcyjnej schodziły ostatnie Chapmany nie zdążyłem zakupić ich wystarczającej ilości by się nimi nacieszyć. A Chapmany miały w swojej ofercie Virginię - czystą, tytoniową tabakę o aromacie tegoż właśnie gatunku tytoniu.

JK idealnie uzupełnia powstałą po Chapmanach lukę na rynku. 

Chyba każdy z nas lubi powąchać paczkę niepalonych papierosów. I chyba każdy tabacznik potrafi bez problemu rozpoznać ten słodki, niemalże waniliowy aromat Virginii. Obydwa aromaty znajdziecie w JK Classic. Ale nie tylko - na pierwszy rzut nosa, drugi, trzeci i czwarty z resztą też, czuć tutaj herbatę. I to taką porządną. Przyrządzaną w zaparzaczu, liściastą, prosto z Indii. Bez bergamotek czy innych dodatków. Mocną. Z trzech łyżeczek. To sprawia, że JK Classic idealnie nadaje się na "fajfy", lepiej od ciasta i herbatników. Nie napisałem jeszcze nic o wyglądzie - tabaka ma kolor niemalże żółto-zielony, raczej niespotykany. Szczerze polecam.

8-/10

Plusy
- świetny tytoń Virginia 
- surowa, "męska" 
- całokształt 
- tabakiera się nie zacina ani nie zakliszcza a to ewenement w przypadku aluminiowych tabakierek 

Minusy 
- jak już ugryzie w gardło to porządnie. Ale ma to swój urok.

Pöschl - Bayern Prise



Od czasu do czasu, gdy dostanę zastrzyk gotówki, zakupuję w krótkim odstępie czasu wiele nowych rodzajów tabaki. Dokładnie rok temu, w czerwcu 2012, wśród jednej z takich paczek był Bayern-Prise.

Tabakierka błękitna, w kolorze Gletschera, na której narysowana jest jedna z dwóch flag Bawarii - białe i niebieskie romby nachylone pod pewnym kątem. Napis "Brasil mit Snuff" sugeruje nam, że nie jest to typowy schmalzler, ale zmieszany z tabaką.

Konsystencja - jak to szmalcer. "Ciemne, tłuste wiórki kokosowe".

A aromat? Ciekawy. Jeśli flaga z etykiety skojarzy nam się z flagą rajdową, to możemy uznać, że znany nam aromat rumu i czekolady jest daleko za czołówką. Na prowadzeniu - ciastka zbożowe. Zdecydowanie czuć tu zboża. Owies może? Jest to przyjemny aromat. Sprawia wrażenie naturalności tego wyrobu, tradycji. Dogania go mentol... brzydki, taki jak w kioskowych sztyftach do nosa, zamiast biec w jednej drużynie z liderem i podkreślać jego zwycięstwo - podkłada mu nogę. Ale prowadzący ma refleks - chwyta mentol za nogę, mentol się wywraca, zboże znów na prowadzeniu. I tak aż do samej mety czyli chusteczki. Koniec końców - porządny wyrób i godny polecenia.

6+/10

Plusy
- nietypowy, zbożowy aromat
- wysoka jakość tytoniu
- świetnie oczyszcza nos

Minusy- mentol toporny, złośliwy, plastikowy... po prostu niedobry. Niby mentol to mentol, ale wystarczy sobie porównać Poschlowski do tego znanego z Bernardów czy WoSów.

Sprzedam tabakiery

Sprzedam tabakiery Pöschl Schmalzler Landshut, porcelanowe, prawdopodobnie z lat '50-'70.